"Co się dzieje z człowiekiem, który traci kogoś lub coś na czym mu zależy?
Nic.
Zupełnie nic. Przecież je śniadanie, bierze prysznic, uczy się, może
nawet czasem się uśmiechnie. Problem w tym, że żadna z tych czynności,
nie ma dla niego sensu..."
* HARRY *
- Sophie nie!!!!!! - dobiegłem jak błyskawica do osuwającego się na
podłogę ciała Sophie, za mną wleciała pielęgniarka z którą szedłem.
- Zostaw mnie, pozwól mi umrzeć - z jej ust, wydobywał się cichy głosik
- Nie zostawię, nie mogę Sophie, obiecałem Ianowi. - z moich oczu znów zaczęły płynąć łzy
- Ale jego już nie ma
-
Ale obietnica pozostała, żyj dla niego, dla mnie, nie możesz tego
zrobić - błagałem i trzymałem ją na rękach, po chwili do sali wpadł
lekarz.
*****
- Kiedy się obudzi przyjdzie do niej psycholog - powiedział do mnie lekarz, kiedy już po wszystkim siedzę u niego w gabinecie
-
Czy ona.... - chciałem zadać pytanie, które cały czas było w mojej
głowie, lecz lekarz jakby czytał mi w myślach sam na nie odpowiedział
- Sophie już nigdy nie będzie tą samą dziewczyną. Była mocno zżyta z bratem, dlatego jego śmierć tak mocno na nią wpłynęła.
- Co ja mam w takiej sytuacji zrobić?
-
Nie pozostaje panu nic innego jak jej nie opuszczać, potrzebuje teraz
kogoś, by zdać sobie sprawę, że nie została sama, a życie nie straciło
sensu. - odpowiedział na moje pytanie i wstał ze swojego krzesła
- Nie zrobię tego, nie zostawię jej, będę cały czas przy niej, obiecałem to jej bratu
- Cieszę się, że jest pan tak mocno zdeterminowany
- Dziękuje doktorze, czy... mogę do niej iść?
- Ależ oczywiście, jeśli się obudzi proszę zawołać pielęgniarkę
- Oczywiście - odpowiedziałem i wyszedłem z jego gabinetu.
* SOPHIE *
Okey,
czy ja muszę być tak bardzo pechowa?! Czy nie potrafię zrobić
najprostszej rzeczy jaką jest odebranie sobie życia?! A może.... Może to
jest dla mnie znak? Jeśli po raz 2 nie udało mi się, bo pewien
zielonooki brunet zdołał mnie uratować to może znak, że jednak jeszcze
nie mój czas? Ale... Ale ja tak bardzo chcę umrzeć, chce w końcu
przestać czuć pustkę w sercu, chcę przestać cierpieć. Ian był moją
jedyną rodziną, straciłam jego, straciłam rodzinę, straciłam swoje serce
i duszę. Poczułam jak po moim policzku spływa samotna łza, głowę miałam
odwróconą w stronę okna za którym panowała ciemność, tak samo jak w
mojej szpitalnej sali, lecz pomimo wszystko, czułam czyjąś obecność. Nie
musiałam odwracać głowy, by wiedzieć, że jest to Harry. Przyjaciel
mojego najukochańszego brata, który po jego śmierci stał się moim
"aniołem stróżem", może w tym coś jest? Może dać mu szansę? Może
spróbować dalej żyć pomimo tego wszystkiego? Nie! Zdecydowanie nie!
Nigdy nie dam mu szansy, nigdy nie obdarzę go uczuciem większym niż
tolerancja względem jego osoby. Dlaczego? Ponieważ to on przyczynił się
do śmierci mojego brata! To on ma krew na swoich dłoniach! Nigdy mu tego
nie wybaczę, ale będę go tolerować ze względu na Ian'a, to jego
przyjaciel, który trzymał go kiedy ten umierał i tylko dlatego
postanowiłam go tolerować.
- Kiedy ty ostatnio spałeś? - spytałam nawet nie odwracając głowy.
- Wczoraj
- Zdecydowanie powinieneś iść spać
- Nie zostawię cię - usłyszałam jego głos od strony, na którą byłam odwrócona
- Możesz iść, nie zrobię nic
- Nie zostawię cię
-
Przestań do cholery!! - krzyknęłam i gwałtownie podniosłam się na łóżku
- Nie jesteś moim ojcem ani bratem żeby pilnować mnie na każdym kroku,
nie musisz się bać, że znów będę chciała ze sobą skończyć, mam gdzieś
to, że obiecałeś coś Ian'owi!! Masz stąd wyjść i zostawić mnie z
spokoju!!
- Ale..
- Żadnego ale... Wynocha!!!!!!!!!!!!!!! -
wskazałam ręką drzwi. Zielonooki z gniewem w oczach wstał i wyszedł, a
ja w końcu odetchnęłam samotnością.
* NA KORYTARZU SZPITALA *
Tajemniczy
mężczyzna z ironicznym uśmieszkiem stał z założonymi rękoma i
przyglądał się jak Harry Styles wychodzi wściekły z sali szpitalnej jak i
z całego budynku.
- Nie potrafisz zapanować nawet nad takim nic
jakim jest ona, Styles, staczasz się na dno chłopczyku - powiedział
cicho do siebie i zaśmiał się szyderczo.
Mężczyzna rozejrzał się wokoło i wyjął telefon z kieszeni, wybrał numer swojego szefa i czekał....
- Jest sama, można w końcu odebrać zapłatę..... - powiedział do osoby po drugiej stronie
- Wiesz co robić, chcę ją mieć żywą i całą, chce się trochę pobawić
Kiedy
połączenie zostało zakończone, tajemniczy mężczyzna jeszcze raz
rozejrzał się wokoło, by sprawdzić, czy nie zwrócił na siebie niczyjej
uwagi po czym ruszył do pokoju niczego nieświadomej Sophie Morris, by
odebrać długo oczekiwaną zapłatę....
.....................................................................................................................................................
Hej!
Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się podoba. Następny gdzieś
tak w piątek, a jak się uda to mo.że i nawet wcześniej. Dziekuje, że
cierpliwie czekacie
CZYTASZ = KOMENTUJESZ