poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 3



Moje rozmyślenia znowu przerwał głos z głośników: Prosimy o spokój, musimy awaryjnie lądować w Amsterdamie. Jeszcze raz prosimy o zapięcie pasów i o zachowanie spokoju.
Gdy to usłyszałam poczułam jakby 5 tonowy kamień spad mi z serca. Po ok. 30 minutach byłam już na lotnisku w Amsterdamie.
Postanowiłam zadzwonić do rodziców, Pauli i co najważniejsze cioci Alyson.
Pieniądze od taty się przydały, bo jutro mam inny samolot do Londynu, a musze gdzieś iść spać. Poszłam do hotelu najbliżej lotniska, zapłaciłam za noc , ale za nim poszłam do pokoju postanowiłam pójść do sklepu i kupić coś do jedzenia, bo w hotelu na jedzenie wydałabym fortunę. Postanowiłam kupić Kilka bułek, dżem truskawkowy i kilka marchewek, bo jak się denerwuje zawsze lubię coś pochrapać. Gdy byłam na dziale warzywnym, przy marchewkach zauważyłam, że zostały tylko dwie. W tym samym czasie co ja po marchewki sięgnął też chłopak, który był ubrany w czerwone rurki i białą bluzke w paski.
 L- Przykro mi ślicznotko, ale te marchewki są moje!!
S- A co podpisane są?
L- No pewnie zobacz… Louis Tomlinson – powiedział i pokazał mi wgłębienie w marchewce
S- No chyba  sobie żartujesz
L- Wiesz ja bardzo często żartuje, ale nigdy jeśli ktoś mi chce zabrać marchewki.
S- Człowieku ogarnij się!! Marchewki się nie kończą na tym sklepie, idź do innego, a te dwie oddaj mi – powiedziałam to z wielkim i wymuszonym uśmiechem
L- Nie odpuścisz nie?
S- Ja rzadko kiedy odpuszczam
L- Lubię takie, Jestem Louis
S- A ja Samantha
L- Ładne imię
S- Dziękuje, ale nie podlizuj się i tak nie zabierzesz mi tych marchewek
L- No dobra poddaje się.Moja strata. Wynagrodzisz mi to kiedyś
S- Jak się jeszcze spotkamy to może, a teraz musze już iść, bo jutro mam samolot.
L- Szkoda, fajnie było cię poznać. Jesteś pierwszą osobą której oddałem marchewki…- powiedział to i zrobił smutną minke
S- Oj nie martw się, zaraz kupisz inne, mi też było miło cię spotkać. Do zobaczenia
L- Do zobaczenia! Mam nadzieje.
Gdy wyszłam ze sklepu cały czas myślałam o Louisie, jak można tak szaleć za marchewkami. Ale cóż każdy jest inny. Poszłam w strone hotelu.
Gdy weszłam do pokoju od razu poszłam wziąć kąpiel, bo teraz to tylko jej mi brakowało, aby się rozluźnić po tym dniu pełnym wrażeń.
- NASTEPNY DZIEŃ-
Godz. 7.30, za godzine mam samolot więc poszłam się wykąpać i umalować. Ubrałam się w to:

Na lotnisku stresowałam się bardziej niż w Polsce, ale miałam nadzieje, że szczęśliwe dolecę do Londynu.
Po ok.3 godzinach byłam na lotnisku w Londynie. Tak!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ziemia!!!!!!!!!!!!!!!
Szczęśliwie dotarłam. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, ale moją radość przerwał krzyk : Sam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Odwróciłam się i zobaczyłam Gemme.
S- Gemma!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dobiegłyśmy do siebie i wyściskałyśmy się chyba za wszystkie czasy.
G- Żyjesz!!!!!!!!!!! Sam, mama mi wszystko mówiła. Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło i dotarłaś cała i zdrowa. Boże jak ja cię dawno nie widziałam. Stęskniłam się.
S- Ja tak samo Gemma. Strasznie się stęskniłam.
G- Co u ciebie słychać? Opowiadaj… albo nie czekaj pewnie jesteś zmęczona opowiesz mi jutro, a teraz choć pojedziemy do domu, zjemy lody i będziesz mogła odpocząć.  Co ty na to?
S- Jak ty mnie dobrze znasz. Masz rację jestem zmęczona. Choćmy.

1 komentarz: